czwartek, 28 listopada 2013

Trochę o tym, co mnie wkurwia

Jestem osobą dość spokojną. Ludzie z zasady mnie nie wyprowadzają z równowagi*, trudno mnie też jakoś szczególnie zbulwersować czyjąś postawą życiową czy nawet wymyślną parafilią seksualną (pod warunkiem, że nie krzywdzi nikogo i biorą w niej udział świadome osoby dorosłe gatunku ludzkiego). Pamiętam, próbowano mnie kiedyś zbulwersować na jakiejś imprezie, ale się koledze nie udało, machnął ręką i rzekł, żem niebulwerH^H^H^H^H^H^zgorszalna (niezgorszalna jestem, poprawiono mnie ;]). Łapiecie ogólny obraz?

To teraz do meritum. Mimo tego wszystkiego, co powyższe, nie jestem istotą z kamienia. Uczucia potrafią się przewalać przeze mnie wybuchowo - a jak każda osoba dość spokojna wybuchy miewam spektakularne i mające dość szeroki promień rażenia. I tak, wtedy klnę (przyjaciel powiedział kiedyś, że to takie kinky jak klnę). Wybuchy takie są najczęściej powodowane tym, że komuś, kogo kocham, dzieje się krzywda. Wtedy połączone uczucie szczerej nienawiści w stosunku do zadającego krzywdę, tej upiornej bezsilności, bo przecież nie pojedziesz i nie strzelisz z kałacha oraz własnej irytacji na fakt, że świat się ustawił tak a nie inaczej sprawiają, że wzbiera we mnie wkurw. Gorący albo zimny, zależy od tematu. Aktualnie jestem wkurwiona na zimno, bo tuż obok mnie dzieje się klasyka przemocowej relacji, gdzie agresor staje się tym, o kogo ofiary zaczynają dbać, bo przecież trzeba i nie potrafią inaczej (oraz są w tę troskę wmanipulowane). Najchętniej poszłabym i wsadziła psychiczny granat. Potrafię ranić słowami i aktualnie ustawiają się one w rządku - zacznijmy od cięcia skalpelem, potem przejdziemy do bardziej wymyślnych zabawek i krioterapii. Język to niesamowita rzecz. Ale nie pójdę i wsadzę granatu. Bo w polu rażenia znalazłyby się ofiary tej relacji. Osoby, które kocham. 

Więc tak siedzę, się wkurwiam, ulewam na blogasku i zgrzytam zębami. I chodzę na jogę, w tym tygodniu codziennie.


----
* Mogą jednak sprawić, że będę nimi gardzić, ale to temat na osobną notkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz