środa, 26 sierpnia 2015

Polcon

Czyli słów parę o konwencie z niemowlakiem.

Wyjazd do Poznania był świetny. Po pierwsze dlatego, że bardzo lubię to miasto; po drugie, ponieważ były to pierwsze nasze wakacje od stycznia 2014 i pierwsze wspólne - we trójkę; po trzecie, ponieważ był Polcon, byli ludzie, były dewirtualizacje. Ale po kolei.

Mieliśmy jechać samochodem, pojechaliśmy pociągiem i był to strzał w dziesiątkę. Bilety kupione online, zapłacone online, wydrukowane samodzielnie - hAmeryka, panie, i nieco zaoszczędzonego stresu. Bagażowo mieliśmy duży plecak, mały plecak i wózek ze Staśkiem. Ręce wolne, co zawsze jest moim celem, jak gdzieś wyjeżdżam. Wsiedliśmy na stacji Łódź Chojny trzy kroki od domu, więc ominęła nas gorączka tłumu na Kaliskiej - następny dobry pomysł. Już na stacji zamotałam Młodego w chustę, co ułatwiło wdrapywanie się do pociągu i późniejsze zasypianie. Bo Staś w pociągu spał na początku, potem się bawił (oprócz nas jedna osoba w przedziale), potem trochę marudził, bo nudno i się tłoczniej zrobiło, więc nie mógł swobodnie raczkować po podłodze.

Dojechaliśmy zgodnie z planem, uzbrojeni w Google maps dotarliśmy do miejsca pracy naszego znajomego, który nas gościł (Leszek, dziękujemy raz jeszcze!) i powędrowaliśmy na teren konwentu, czyli Politechnikę Poznańską. Przy akredytacji pustki, szast-prast i mamy materiały konwentowe w garści. W czwartek nie zostaliśmy na żadnej prelekcji, bo chociaż bardzo chcieliśmy iść do Sirocco, to była ona o 19:00, a Stasiek zaczynał już pomarudowywać - w końcu dzień był pełen wrażeń. Więc potuptaliśmy na miejsce noclegu.



Następny dzień spędziliśmy w większości na terenie konwentu i pobliskiej Malcie, żonglując opieką nad synem. Nie jest to hiperwygodne rozwiązanie, ale sprawdziło się tym razem. Młody spędził dzień raczkując po polibudowych trawnikach i zaczepiając ludzi, rodzice byli na prelekcjach i spotkaniach autorskich. Wszyscy zadowoleni :)



W sobotę z grubsza powtórzył się system piątkowy plus miałam przemiłe spotkanie "kolorowankowe" na kocyku. Ogólnie kocyki tzw. piknikowe rządzą, jak nie macie, to sobie sprawcie. W sobotę była już grana chusta wieczorem, bo Stasiek przedawkował nowe ciotki i wujków i był już bardzo marudny pod wieczór. Dlatego również ominęliśmy galę Zajdlową, smuteczek. Miałam nadzieję, że się da. Na szczęście relacja na blabie i fb była na żywo. Oczywiście wygrali moi faworyci, a jak.



Niedzielę spędziliśmy zwiedzając miasto, bo T. był w Poznaniu pierwszy (choć zapewnia, że nie ostatni) raz. Żałuję, że nie udało mi się spotkać z poznańskimi znajomymi, bo oczywiście jak raz na ruski rok przyjeżdżam do tego miasta, to wszyscy miejscowi z niego wyjeżdżają :D Ale nadrobi się.
Wracaliśmy również pociągiem, tym razem tłoczniejszym (niedziela, trasa Świnoujście-Kraków, prawda). Ale współpasażerowie byli przemili, zabawiali Stasia i nie wykazywali zniecierpliwienia jak miał chwile słabości. Bo ogólnie jeżdżenie pociągiem podoba mu się bardziej niż samochodem.


W przyszłym roku Polcon jest we Wrocławiu, Staś będzie miał niecałe 2 latka i plan jest, by rodzice się wyrwali bez niego. Pożyjemy, zobaczymy.



czwartek, 6 sierpnia 2015

YOU KNOW NOTHING

Zdaję sobie sprawę, że większość moich wpisów na portalach społecznościowych dotyczy ostatnio Stasia i tematów okołodzieciowych. Naprawdę, zdaję sobie z tego sprawę. Choć dwa lata temu (ba, rok temu, jak jeszcze w ciąży byłam) na ludzi robiących wtedy dokładnie to, co ja teraz, patrzyłam z politowaniem i westchnieniem podenerwowania czasami, mamrocząc pod nosem inwektywy o odpieluszkowym zapaleniu mózgu, tak teraz głównie się z siebie śmieję, gdy publikuję kolejne zdjęcie syna lub jakieś coś o karmieniu piersią, chociażby. Nie będę Was prosić o wybaczenie, bo serio twierdzę, że nie ma co wybaczać. Taki mam etap w życiu, że się zachłystuję tym nowym życiem, które stworzyłam. Przejdzie mi kiedyś. Jak mnie lubicie (a lubicie, nie?) to poczekacie. A w międzyczasie możecie sobie mnie odfiltrować z aktualności na fejsbuniu, nie obrażę się, zapewniam ;)

Zmieniłam teraz nastawienie do wielu rzeczy, od wpisów świeżych rodziców począwszy, na sposobie karmienia niemowlaka skończywszy. Pewne rzeczy wcześniej uznawane za nieważne lub zbywane wzruszeniem ramion stały się teraz ważne, inne odwrotnie. Bo macierzyństwo funduje takie przemeblowanie w głowie, że zaprawdę czuję się, jakbym wcześniej była jak John Snow i nie wiedziała NIC. Bo niedzieciaci w kwestii dzieci naprawdę nie wiedzą nic. Dużo rzeczy im się wydaje (jako i mnie się wydawało i miałam rację, wydawało mi się), ale wiedza w tym aspekcie życia przychodzi tylko przez doświadczenie. Ja nadal wiem niewiele ponad nic.

A z rzeczy pozadzieciowych - jadę z rodziną (cholera, miało nie być o dzieciach!) na Polcon. I naprawdę, naprawdę już się nie mogę doczekać :)