wtorek, 24 kwietnia 2018

O różnym pojmowaniu łatwości

Czasem się tak dzieje, że przez feed na FB przewijają mi się dyskusje o karmieniu piersią, w których z wyboru nie biorę udziału. Czytam je jednak i staram się zrozumieć wszystkich dyskutantów, bo ostatnio rozumienie ludzi staje się dla mnie ważne i ćwiczę się, gdzie się da. Kto ma czterolatka w domu, ten zrozumie, że nie zawsze jest to zadanie najłatwiejsze na świecie ;)

Po czytaniu w ostatnich paru dniach takiej dyskusji, doszłam do pewnego wniosku, który może jest banalny, ale wydaje się kluczem w tzw. wojenkach matek odnośnie karmienia. A na pewno jest kluczem do zrozumienia osób "z zewnątrz", niekarmiących (w jakikolwiek sposób, już bądź jeszcze), którzy chcą matkom pomagać.

A tym kluczem jest różne pojmowanie łatwości.

To niby - nomen omen - łatwe. Co jest, a co nie jest łatwością. Przecież wszyscy mają tak samo. Mają taką samą odporność, taki sam sposób patrzenia na świat, taki sam stosunek do karmienia dzieci. A jak mają inny, to ktoś im nakładł głupot do głowy, głupot popartych śmiechu wartymi badaniami. Proste, prawda?

Prawda?...

Ja naprawdę rozumiem, że dla osób z zewnątrz karmienie naturalne, szczególnie jak są po drodze problemy, wydaje się czymś megatrudnym. Męczącym. Ta mama z podkrążonymi oczami i z jakimś obłędem pracująca laktatorem zamiast spać. To dziecko, które na tej biednej mamie wisi i wisi i wisi, i spać nie daje, i zjeść nie daje, i pójść siku nie daje. I przyjąć gości nie daje.

Bo to jest trudne. Jest męczące. Jest czasami doprowadzające do łez, krwi i potu. No jest. Byłam tam. I wtedy większość ludzi powie "Ale po co się tak zarzynasz? Przecież jest mleko w proszku, są butelki, naprawdę nie musi być tak trudno!". I powiedzą to z dobrej woli, chcąc pomóc, nie mogąc patrzeć na tę biedną umęczoną matkę. Dla nich jest to proste wyjście, wyjście, które gwarantuje łatwość. Tylko czyja to jest łatwość?

Czasami mam wrażenie, że ludziom spoza układu "matka-dziecko-rodzina" ciężko jest pojąć, że mama może po prostu chcieć karmić. CHCIEĆ. Niezależnie od problemów, niezależnie od wysiłku. Ona może, ma prawo, chcieć karmić. Nawet jak zalewa się łzami, może nadal chcieć karmić. Rozumiecie? I to, że ona chce, nie oznacza, że padła ofiarą laktoterryzmu i nawiedzonych promotorek karmienia, tylko oznacza, że chce. Uszanuj to, dkn. Nie ratuj jej na siłę. Nie wtykaj butelki, jeśli ona mówi, że chce karmić.

To teraz będzie ściąga. Taki manual, jak wspierać matki karmiące - czyli wszystkie. Bo wszystkie mamy karmią swoje dzieci.

Czaicie różnicę? 


Twoja łatwość nie musi być łatwością innych. Twoje rozwiązania to narzucanie się, nie rozwiązania. Miej to w głowie, jak następnym razem mama karmiąc uzna Cię za wartego zaufania na tyle, by ci pomarudzić o dziecku. Daj jej empatię. I trzymaj swoje przekonania z zamkniętej szufladzie w kąciku umysłu.