To już 34 tc. Świadomość, że Staś urodził się w 36 tc sprawia, że do
problemu tzw. wyprawki podeszliśmy tym razem nieco wcześniej (przy S. była
zamówiona dzień przed porodem i - niespodzianka! - nie zdążyła dotrzeć na
czas). Wcześniej, ale jednocześnie z większą wiedzą, co będzie nam potrzebne,
co nie, co warto kupić nowe, a co spokojnie da radę używane. A co w ogóle nie
jest potrzebne. Ponieważ przeczytałam ostatnio wpis pewnej poczytnej blogerki
tzw. parentingowej o wyprawce (z tego, co się zorientowałam, ma ona już dwójkę
dzieci), przy którym dość intensywnie robiłam facepalmy, to dzisiaj
postanowiłam się podzielić moją wersją. Bo czemu nie. Może jakaś znajoma
skorzysta.
Ten wpis jest subiektywny, mówiący o przypadku mojej rodziny. Nie sprawdzi się
w przypadku każdej, ale hej - inspirację można wziąć i parę rzeczy
przemyśleć.
Co kupiliśmy?
Dla Ali
Komplet wyprawki ubrankowej - używany, kupiony od koleżanki z
lokalnej facebookowej grupy sprzedażowej. Oczywiście jest tego za dużo ;) Warto
kupować tylko po parę sztuk z najmniejszych rozmiarów, bo noworodki rosną
zaskakująco szybko i jestem przekonana, że części kupionych rzeczy Ala nie
zdąży założyć. Po 7-8 sztuk bodziaków, półśpiochów/spodenek i pajaców by w
zupełności wystarczyło. Do tego jakieś bluzy rozpinane, jesienny kombinezon i
już. T-shirty, bluzki przez głowę, śpiochy - nic z tego nie zdawało egzaminu
przy Stasiu i teraz też pewnie będzie leżało. Do tego warto zwracać uwagę na to,
jak zapinane są ubranka. Noworodek i niemowlę głównie leży na plecach lub na
brzuchu. Bluzeczki zapinane na błyszczący (WTF) guziczek na karku są dla mnie
synonimem niewygody. A bodziaki najwygodniejsze są zapinane w sposób tzw.
kopertowy. Ale cóż - kupiłam pakę, to mam przekrój wszystkiego ;) Za to
kosztowało mnie to 120 zł. Szczerze to po zdjęciach wydawało się, że jest tego nieco mniej ;)
Wózek 2w1 - używany. Znowu od koleżanki. Gondolę ogólnie warto
kupować używaną, gdyż nie wiadomo, jaki typ dziecka nam się trafi - Staś
wygenerował w pewnym momencie dziki hejt na gondolkę i był noszony wszędzie w
chuście. Dlatego teraz z premedytacją kupujemy używkę (przy S. na szczęście też
była używka i to za darmo) i z to z założeniem, że ona będzie głównie dla
dziadków i cioć i wujków, którzy by mieli ochotę pospacerować z młodzieżą. Do
tego wózek można przerobić na spacerówkę, a ponieważ to kolubryna na
pompowanych kołach, to będzie na wieś. Do miasta - jak przy Stasiu - pewnie
kupimy lekką spacerówkę, która się łatwo składa. I dopiero ten wózek będzie
nowy.
Leżaczek Tiny Love 3w1 - używany. Zależało mi na tym konkretnym
modelu, bo rozkłada się na płasko i robi się z niego kołyska. Jak wiadomo
(wiadomo? ;)) noworodka i małego niemowlaka nie kładziemy w pozycji półleżącej,
którą oferuje większość leżaczków na rynku (jedyny wyjątek to zalecenie
fizjoterapeuty). Ponieważ nie będziemy mieli łóżeczka dla Ali, to zależało mi
na miejscu, gdzie mogłabym ją odkładać w dzień, a które nie byłoby naszym
łóżkiem w sypialni.
Chusty - tkane, długie. Niespodzianka! Używane. Grupy sprzedażowe na
fb to jednak moc. Tym razem Tomek chce nosić, więc jedna jest dla niego. Dla
mnie już leci kangurkowy Didymos, w pożyczce będę miała Oschę i mam kółkowe
Indio. Na początek wystarczy, chustoświrstwo rozwinie się z czasem ;) Tak,
zakładam, że to będzie główny środek transportu Alicji, tak jak to było przy
Stasiu. Tym razem jednak zamierzam dużo wcześniej (w pierwszym miesiącu) zacząć
nosić na plecach.
Rożek - czyli taka miękka kołderka, z której można zrobić z dziecka
burrito. Jednak to będzie późnojesienne dziecko, okrywadełka się przydadzą, a
Tomek lobbuje za rożkiem. Jeszcze dodatkowo będzie
kocyk. Bawełniany.
Bez minky i innych polarów, które są jednak sztuczne. Te rzeczy będą nowe.
Środki higieniczne - paczka
pieluch jednorazowych do szpitala
(w planach jest wielopieluchowanie, mamy zapas po Stasiu wszystkiego -
zobaczymy, na ile wystarczy nam pary ;)); chusteczki nawilżane
Water Wipes
- też do szpitala. W domu do mycia dupencji będzie używana - jak przy Stasiu -
ciepła
przegotowana woda i waciki bawełniane. Krem do pielęgnacji, ten sam, który
już się sprawdził - czyli
Linomag Bobo A+E. Do tego na sytuacje
kryzysowe
Alantas Plus maść. Nie jestem fanką Sudokremu, uważam, że za
bardzo wysusza i kupimy w razie wyższej konieczności.
Frida do nosa, sól
fizjologiczna, gaziki jałowe, cążki do paznokci. To wszystko.
Wanienka i przewijak - jedno dostaniemy, drugie wróci do nas nasze. Jedno i drugie się przydaje, choć też dość krótko, patrząc z perspektywy. Jak Ci zaczyna dziecko zwiewać z przewijaka, to uczysz się zmieniać pieluchę w każdych warunkach, nawet jak dziecko stoi lub raczkuje.
Nie wspomniałam jeszcze o termometrze bezdotykowym (warto trochę przyinwestować, bo te cholerstwa potrafią pokazywać temperatury w cały świat).
I to chyba, tadaaam, tyle dla Ali bezpośrednio.
Teraz: co dla mnie.
Sukienka do porodu - ponieważ to
moja (najpewniej) ostatnia szansa, by odczarować pierwszy poród, traumę po nim
i depresję poporodowa, to mam się czuć dobrze i pewnie. I guzik mnie obchodzi,
ile to będzie kosztowało.
Rzeczy na połóg - czyli podkłady
na łóżko, podkłady połogowe, jednorazowe majtki, cały ten ęnturaż kobiety w
połogu, który bywa lekki i prosty, ale zazwyczaj jednak nie. Do tego
Tantum
Rosa,
Citatidrina krem.
Akcesoria do karmienia piersią -
jak wspaniale pisała kiedyś
Hafija, do karmienia naturalnego
potrzebujesz w
zasadzie siebie i dziecka. Jednak są rzeczy, które się przydają – niezbędnym
minimum wydają mi się
wkładki laktacyjne (na razie jednorazowe, ale jak będę
potrzebowała na dłużej, to pójdę w wielorazowe) oraz
lanolina. Mam
laktator
jeszcze z czasów Stasia, ale nie sądzę, by był mi potrzebny – jeśli to Twoje
pierwsze dziecko, to nie kupuj laktatora. Jeśli będzie konieczność, to można
wypożyczyć w kilku 24-godzinnych wypożyczalniach w Łodzi. Mój laktator jest
aktualnie w pożyczce, wróci do mnie, jeśli zajdzie potrzeba (urządzenie można
pożyczać, ale trzeba sobie dokupić części osobiste – te, które mają kontakt z
mlekiem i piersią).
Staniki do karmienia kupię po ustabilizowaniu się laktacji (czyli po około 2-3 miesiącach, minimum 6 tygodniach - do tego czasu miękkie staniki-koszulki, nazywane sportowymi, będą ok).
Z rzeczy niematerialnych, ale koniecznych:
Umówiona położna – bo tym razem nie mogę, fizycznie i psychicznie NIE MOGĘ
zdać się na łut szczęścia. Mam również plany B i C. Nic przypadkowi.
Doula – do domu na pierwsze skurcze, być może do szpitala na później. Moja
dobra znajoma, ultraciepła osoba, pełna wiedzy i empatii. Zasługuję na to, by
mieć ją przy sobie.
Książki – „Urodzić razem i naturalnie” Ireny Chołuj, „Kryzys narodzin”
Sheili Kitzinger, odświeżenie „Po prostu piersią”.
Dla młodej mamy, moim zdaniem ultrakonieczne -
szkoła rodzenia. W ostateczności weekendowa, ale taką zajmującą parę weekendów bardzo bardzo warto. Najlepiej wybrać taką szkołę, która nie jest związana z żadnym szpitalem (z opowieści wynika, że szkoły przyszpitlane uczą głównie, jak być
grzecznym w danym szpitalu).
No dobra, to teraz:
Czego nie kupujemy?
Łóżeczka – nie mamy miejsca, poza tym mam lepsze miejsca na składowanie prania
oraz na legowiska kotów. Poprzednio mieliśmy po kimś i to rozwiązanie polecam.
Może się okazać, że dziecko i tak śpi na mamie, a łóżeczko stoi puste. Szkoda
kasy.
Kosmetyków dla dzieci – żelu, szamponu, balsamów (sic), emolientów.
Noworodka kąpie się w wodzie, raz na kilka-kilkanaście dni. W szpitalu dajemy
możliwość, żeby
wchłonęła się maź płodowa, która jest najlepszym emolientem i
będzie chronić skórę naszego dziecka jeszcze dłuuugo. Większość kosmetyków dla
dzieci i niemowląt ma detergenty porównywalne z tymi w kosmetykach dla
dorosłych. Wysuszają delikatną skórę i potem trzeba kupić (ojej) balsamik czy
inny kremik. Oliwki to w ogóle syf, nie są do niczego potrzebne (ok, te o
dobrym składzie nadadzą się do olejowania włosów mamy ;)). Emolienty stosuje
się, kiedy lekarz (dermatolog, nie pediatra czy położna!) stwierdzi
konieczność, nie od początku i nie na wszelki wypadek. Polecam bloga i analizy
Sroki o kosmetykach dla dzieci. My jesteśmy wierni przy Stasiu marce Babydream –
od początku, gdy zaczęliśmy używać aptekarskich ilości żelu do mycia, do teraz,
gdy czasami trzylatek wymaga szorowania. Problemów ze skórą brak. Tu też będzie to samo, więc nie musimy specjalnie kupować ;)
Rękawiczek tzw. niedrapek – noworodek ma prawo poznawać świat rączkami. Nawet jak się
podrapie. Dotyk to główny zmysł takiego małego człowieka, nie ograniczajmy go.
Butelek, mieszanki mlekozastępczej – bo będę karmić piersią. To jedna z
lepszych rad ze szkoły rodzenia – jeśli chcesz karmić piersią, to karm piersią.
Nie potrzebujesz niczego „na wszelki wypadek”. Jest XXI wiek, jeśli będzie
konieczność, to istnieją sklepy otwarte 24 godziny. Ale jeśli nie będziesz
miała takiego back-upu w domu, to z niego nie skorzystasz. Jak będziesz miała,
to w końcu się złamiesz. Są momenty w pierwszych trzech miesiącach życia
dziecka, że
będzie trudno z tym karmieniem. Nie u wszystkich oczywiście, ale
jednak. Warto się na to przygotować
czytając dobre źródła i wiedząc,
gdzie szukać wsparcia, a nie mając na półce puszkę z proszkiem „ratunkowym”. Wsparcie w pierwszych miesiącach
daję też ja.
Smoczka – bo
zaburza laktację. Jest zastępnikiem piersi, nie odwrotnie („dziecko
zrobiło sobie z ciebie smoczek” – kto tego nie słyszał?! – a to jest DOBRE, to
FIZJOLOGIA –
klik!).
Leków – typu probiotyki czy osławiony Espumisan.
Noworodkowi leki podaje się
ze wskazania lekarza, poza tym
preparaty z esputiconem nie mają udowodnionego działania przeciwkolkowego. O kolce tutaj –
klik,
klik. O tym, że nie ma związku między kolką z dietą mamy -
tutaj.
Herbatek dla niemowląt – bo wszystkie organizacje zdrowa mówią o WYŁĄCZNYM
karmieniu piersią przez pierwsze 6 miesięcy życia dziecka. Czyli bez
przepajania, bez herbatek, bez wody, rumianku, koperku (który szkodzi!) czy innych „magicznych”
herbatek.
Herbatki na laktację – bo one nie działają.
Torby do wózka – ponieważ pewnie wózek będzie w użytku jednak rzadko, to idę
w plecak. Dziecko z przodu, plecak z tyłu, trzylatek za rączkę – widzicie to,
nie? ;)
Wytrwaliście do końca? Wow ;)
Coś jeszcze Wam przychodzi do głowy? Być może zapomniałam o czymś, co mamy
po Stasiu, albo o czymś, co jest jedynie tak wielkim chwytem marketingowym, że
nawet nie zwróciłam na to uwagi.