czwartek, 18 grudnia 2014

To niechcący!

Trochę przypadkiem, ukradkiem, niezupełnie świadomie zostałam super duper eko chustującą mamą wyznającą rodzicielstwo bliskości. A przynajmniej tak to wygląda z zewnątrz.
Pierwsze testy kółkowej.

No tak. "Eko" jestem, bo od paru tygodni używamy pieluch wielorazowych. Tak, znaczy pierzemy. Nie, nie jest to tetra. Przy czym nie jesteśmy ortodoksyjni, na spacery i w nocy Młody jest w jednorazówkach. Wielorazówki są tylko w domu, a zdecydowaliśmy się na nie głównie ze względów ekonomicznych z początku (dla ciekawych bardzo dobre zestawienie jest tu). Względy powiedzmy-że-ekologiczne doszły później, jak trochę zaczęło nas przerażać nieustanne wynoszenie worków ze zużytymi pieluchami. Wiecie, że w ciągu całego pieluchowania dziecka można wyprodukować tego jakąś tonę? I gdzieś to trzeba zmieścić, te wszystkie słabo rozkładalne śmieci. Trochę brrrr.

Chustująca mama, no tak. Noszę, gdyż dziecko jest do tego przyzwyczajone, tak powiem przewrotnie. Przyzwyczajało się całe 9 miesięcy, które spędziło wewnątrz mnie i nie sądzę, by na pstryk wolało leżeć nieruchomo w łóżeczku, to dla niego novum, po prostu. Niech się przyzwyczaja stopniowo. Poza tym jeszcze nadrabiam te pierwsze dni rozdzielenia, gdzie ja byłam na 3. piętrze szpitala, a Staś na parterze. Mam wysoką potrzebę tulenia syna i jakoś nie mam ochoty za to przepraszać. A chusta jest cudownym wynalazkiem, bo tulimy się, a ja mam wolne ręce i lepiej mi w kręgosłup. Win-win, że tak powiem.

Pod "rodzicielstwem bliskości" będzie u nas spanie razem i karmienie piersią. Na wstępie powiem, że niekoniecznie lubię określenie "rodzicielstwo bliskości". To tak, jakby mówić, że rodzice karmiący butelką i z dzieckiem śpiącym w łóżeczku wyznawali rodzicielstwo dalekości, co jest bzdurą, bo też przecież są blisko, tylko inaczej. I jakoś nie wierzę, że dziecku dzieje się jakaś okropna krzywda. U nas ta bliskość częściowo wynika z tego, co pisałam akapit wyżej, a częściowo z karmienia piersią. Gdyż spanie ze Stasiem sprawia, że budzi się tylko symbolicznie, z zamkniętymi oczami je i idziemy spać dalej. Bez stresu, dramy, usypiania, odkładania. Problem, z jakim często borykają się mamy karmiące naturalnie i śpiące z dziećmi, czyli dziecko śpi pod warunkiem, że ma sutek w buzi, rozwiązałam w ten sposób, że siadam do karmienia i biorę Stasia na ręce (nie wstając z łóżka). A jak się już naje i zasypia, to odkładam go obok siebie i śpimy dalej. Karmienie na leżąco zachodzi u nas przy pierwszym zasypianiu nocnym, po kąpieli. To czas na tulanie i długie jedzenie - dzięki temu Młody śpi w pierwszym rzucie po 3,5 do 5 godzin. I rozwiązana zagadka wyspanej Asty ;)

A, i nieprzypadkowo napisałam w pierwszym akapicie, że RB się "wyznaje". Mam wrażenie, że dla niektórych rodziców ten sposób wychowywania dziecka przekształca się w jakąś formę religii, a neofici zawsze mnie trochę przerażają ze swoim zapamiętaniem ;)

No, to znowu było o dziecku. Może następny wpis będzie o czym innym (ale szczerze wątpię :D).

2 komentarze:

  1. Czasami mam to samo wrażenie, że ludzie zaczynają wyznawać rb. Czasami określenie "w duchu rb" jest po prostu śmieszne, gdy się kto pyta, jak w tymże duchu paznokcie obciąć.
    Co do określenia samego... przeczytałam nieco inne tłumaczenie: rodzicielstwo towarzyszące. No też nieidealne, ale daje trochę odpoczynku od tego ducha rb ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za metodę ze wstawaniem w czasie ząbkowania:)

    OdpowiedzUsuń