wtorek, 21 kwietnia 2015

Terrorystka

Nigdy nie sądziłam, że sposób karmienia dziecka jest sprawą aż tak polityczną.
Nigdy nie podejrzewałam, że pewnych rzeczy nie mogę mówić, nie mogę pisać, bo sam fakt, że karmię dziecko piersią wprowadza do rozmowy terror laktacyjny. Który w tym kraju przecież wszędzie panuje.

Szpital położniczy, leżę na sali sama, moje dziecko jest trzy piętra ode mnie, na neonatologii, w inkubatorze. Zagaduję przelatującą obok położną, co mogę zrobić, żeby karmić piersią synka. Położna przystaje, patrzy na mnie z niebotycznym zdumieniem i mówi:
"Ma pani laktator elektryczny? Cała doba, co trzy godziny, ściągać po 7, 5, 3 minuty, nawet jak nie leci. Co pani ściągnie proszę do dyżurki w podpisanej butelce, zawieziemy na oddział."
I tyle ją widziałam. Dobre tyle, że na neonatologii nie oszukiwali i faktycznie Staś był karmiony moim mlekiem z butelki (są oddziały w tym kraju, gdzie mleko matki jest wylewane do zlewu, a podawana mieszanka), a po wyprowadzce z inkubatora mogłam go przystawiać prawie bez ograniczeń. Byłam jedyną matką na oddziale, która to robiła (z tego, co widziałam).

W tym kraju panuje terror laktacyjny.

Przychodnia lekarzy rodzinnych. Wizytuję ją z synem na szczepienia i jak złapał infekcję. Za każdym razem jestem pytana o sposób karmienia.
Wizyta jak Staś ma 6 tygodni: "No niech pani karmi, tak, tak. Tak do szóstego miesiąca, no maks 9, potem już pani nie musi przecież!"
Wizyta, jak ma 3 miesiące: "Ale JESZCZE Pani karmi? Już można soczki, marcheweczkę..."
Wizyta, jak ma 4,5 miesiąca: "Ale daje mu Pani coś jeszcze? JESZCZE Pani karmi?"
Wizyta, jak ma 7 miesięcy: "NADAL Pani karmi? No mięsko mu proszę dać."
 
Dla niezaznajomionych z tematem: zarówno polskie, jak i światowe (WHO) zalecenia mówią o WYŁĄCZNYM (bez dopajania, bez niczego innego) karmieniu piersią (lub produktem mlekozastępczym) przez pełne 6 pierwszych miesięcy życia dziecka. Lekarze tacy dokształceni.

Według zeznań pielęgniarki na 20 dzieci poniżej roku zapisanych do przychodni, JEDNO jest karmione piersią.

W tym kraju panuje wszak terror laktacyjny.

Synek koleżanki trafił do szpitala z bezobjawowym zapaleniem płuc. Na cały oddział, gdzie leżały również noworodki, karmionych piersią dzieci była dwójka. Napisałam w Internecie, że jak o tym usłyszałam, to zrobiło mi się smutno. Zostałam zjechana jak bura suka, że nie ma prawa mi być smutno, bo mój smutek to ocenianie, a mnie nie wolno oceniać.

Bo przecież w tym kraju na każdym kroku panuje terror laktacyjny. 

Dobrze klikalny i wysoko wywindowany w Googlach portal "dzieciowy" publikuje rozmowę z ginekologiem, w której ów ginekolog stwierdza, że w Polsce panuje "kult cycka" i że produkty mlekozastępcze to samo dobro, miód i orzeszki. Pod spodem ankietka, która niezależnie od odpowiedzi wykazuje, że "jesteś gotowa na odstawienie od piersi" i usłużnie podaje reklamę produktu mlekozastępczego.

Bo w tym kraju panuje przecież terror laktacyjny.


I wiecie co? Mam dość. Chcecie we mnie widzieć terrorystkę, bo celebruję karmienie naturalne? Proszę bardzo. Mam to w nosie. O to, by mój syn dostawał najlepsze, co mu mogę dać, walczyłam długo, w bólach, w stresie i niepewności. Miałam to szczęście, że obok mnie był mój mąż, który nigdy nawet słowem nie wspomniał, że może nam się nie udać i moją Mamę, która wspierała mnie na każdym bolesnym kroku. Więc z autopsji wiem, że jak się chce karmić piersią, to się będzie karmiło. I jeśli głośne mówienie o radości z karmienia, o zaletach mleka matki, o konieczności dokształcenia społeczeństwa w temacie tak przecież naturalnym robi ze mnie terrorystkę, to proszę bardzo. Będę terrorystką. A jeśli plan wypali, to nawet certyfikowaną.

8 komentarzy:

  1. Kształcenie tak, ale nie mówienie, że dzieci niekarmone umierają częściej. To już okropne, szczególnie, że część matek nie karmi z przyczyn niezależnych (chociażby leki). Brrr... (a czy rzeczywiście tak jest to inna rzecz). Takimi "strachami" zniechęca się do dyskusji. Mnie się wydaje, że mając dziecko nie będę chciała karmić go piersią (podkreślam: wydaje mi się, a tylko krowa nie zmienia poglądów). Z przyczyn różnych, głównie lekowych. I mam przekonanie (póki co), że nie chciałabym rodzić naturalnie. Mimo to bardzo szanuję to, co piszesz, czytam twoje posty tutaj i na facebooku. I nie uważam, że jesteś terrorystką ;) Jestś matką do jasnej ciasnej!

    Zresztą mogłabym powtórzyć to, co kiedyś napisałam już, o tym, że kobiety przestały ze sobą rozmawiać na ten temat, co uważam za wielką stratę w kobiecych doświadczeniach i historiach. Dlatego Ciebie czytam i dlatego rozmawiam i pytam wprost - jak ktoś się obraża, to trudno. Ja tylko chcę zdobywać kobiece doświadczenie, a kto mi je przekaże lepiej niż... inna kobieta? (źle mówię: niż inne KOBIETY).
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sam nie będę karmił piersią (ze względów oczywistych), ale podpisuję się rękami i nogyma.
    Mam nadzieję, że moja przyszła partnerka będzie miała podobne poglądy (no przecież nie zmuszę, co nie?)

    OdpowiedzUsuń
  3. Realnie jakiś 3 proc. matek naprawdę nie może karmić. A większość leków naprawdę dzieciom w mleku nie szkodzi. To do koleżanki z komentarza wyżej. Moje poglądy znasz, bo pokrywają się z Twoimi w 100 proc. Ja również wypracowałam kp potem i łzami, a moja córka wypiła w życiu 2 puszki mm i to na samym początku swojego życia, czego nie mogę sobie darować. I obiecałam sobie, że nigdy już tego nie dostanie, NIGDY. Najchętniej zrobiłabym wszystkie kursy świata i ten świat zbawiała, nawracała na chustonoszenie, na kp, na rb, na co-sleeping, na BLW, ale kiedy tylko z naszego zaklętego kręgu macierzyńskiego wychylam się nieco dalej, to mój zapał stygnie. Bo beton jest twardy, od twardy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kejt, jest plan: robimy kursy (Ty ClauWi, ja promotora kp i na doulę), spikamy się z sensowną położną i zakładamy szkołę rodzenia ^_^ Będziemy mogły nawracać ile wlezie ;)

      Usuń
    2. Wiem,że większość może. Słyszałam ostatnio, że 1% matek rzeczywiscie nie może karmić z przyczyn biologicznych.
      Ja a) nie chcę (co chyba wynikało z komentarza) b) biorąc koktajl lekowy nie narażę dziecka na taki atak.
      Szkoda, że tylko to uchowało się z mojego komentarza....no trudno.

      Usuń
  4. I ja się podpisuję kończynami. Odezwać się już nie można, bo się można kogoś urazić. Nie moja wina, pfff.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zauważam tutaj pewien paradoks. Zwykle o mniejszości się dba, żeby nie były dyskryminowane. W przypadku karmienia niemowląt jednak to mniejszość karmiąca naturalnie ma chuchać i dmuchać, żeby większość - karmiąca produktami mlekozastępczymi (dla mnie to nie jest mleko, dlatego unikam pisania "mm") - nie była urażona. Na logikę powinno być odwrotnie chyba. ;)

      Usuń