wtorek, 14 stycznia 2014

Ten palec to Ty

Wpis o jodze dojrzewał we mnie od dłuższego czasu. Ten rodzaj aktywności fizycznej powszechnie kojarzy się z pozycją lotosu z jednej strony (czyli nie robisz nic i śpiewasz ommmm....), z drugiej z zakładaniem nogi za głowę (czyli "zaawansowana gimnastyka artystyczna", jak to ujęła kiedyś jedna z nauczycielek - oczywiście z przekąsem). Jakie zdziwienie następuje, gdy okazuje się po pierwszej praktyce, że joga nie jest ani tym, ani tym, a jednocześnie jest obiema tymi rzeczami. Nie będę w tej notce mądrzyła się na temat samego systemu jogi (praktykuję hatha jogę wg. B.K.S Iyengara), powiem jednak, czego mnie te prawie półtora roku regularnej praktyki nauczyło i jak mnie to zmieniło. A jest tego sporo.

Pokora
O, tak. Praktyka na pewno nauczyła mnie pokory wobec własnego ciała i czasami też umysłu. Wobec tego, jak daleko mogę pójść w pozycji, jak bardzo pogłębić skłon/skręt/wygięcie/cokolwiek czy wręcz nie pogłębiać w ogóle. Ego w jodze na pewno jest na prawie straconej pozycji. Bo nie chodzi o to, że dotkniesz czołem wyprostowanych kolan, chodzi o to, jak to zrobisz. Na szczęście ilość poleceń wydawanych przez nauczyciela po pewnym czasie skutecznie wyłącza myślenie "inni poszli tak daleko, a ja jestem tak beznadziejna, no dalej, głupie ciało, dawaaaj!". W pokorze można znaleźć też radość, jeśli będzie się wystarczająco cierpliwym. W siadzie prostym (w slangu jogicznym - w dandasanie ;)) na początku praktyki siadałam na dwóch wałkach i dwóch kocach, żeby mi się krzyż nie zapadał. Teraz doszłam do jednego wałka lub koca złożonego na trzy - zależy od dnia. Ego się raduje ;)

Integracja
Ten palec to ja. Nie, to nie jest "mój palec". To jestem ja. To kolano to też ja. Nie "moje kolano", ja. Zauważyłam, a wiele czytanych przeze mnie książek/artykułów to potwierdza, że całe życie spędzamy w umyśle. Tylko tam jesteśmy my. Ciało jest narzędziem albo rzeczą służącą do modelowania w sposób, którzy narzuca głowa. Ma być takie, siakie, owakie, płaskie, wybrzuszone, chude (to głównie), wytrzymałe, litania nie ma końca. Ono. To ciało.Ta głupia noga, ten durny brzuch - dystans idzie już z poziomu języka. Niet. Joga dała mi poczucie integracji, a wraz z tym poczuciem przestałam wymagać od siebie, żebym robiła za mocno za szybko, żebym wpisała się w przymiotniki. Ja z pozycji kolana mogę pójść tyle, a tyle. Nie zrobię bardzo szerokiego rozkroku, bo ja w ścięgnie boli. I to jest okej. Nie dziś, to jutro. Poczucie integracji przeradza się w empatię do samego siebie. A ta empatia jest wyzwalająca.

Uważność
It's a bitch, prawdę mówiąc. Skupienie się na oddechu, zdystansowanie się od swoich myśli - bo hej, myśli wyłączyć nie można - jest pierońsko trudne. Bo jak to, mamy nie myśleć o tym, co było, ani planować tego, co będzie?! Mamy po prostu oddychać? Być TERAZ? Dla umysłu to nuda (heeey macarena!). Nadal tego nie umiem. Ale powoli, czasami, łapię się na tym, że jestem tu i teraz. I wtedy czuję spokój i taką cichą radość niewiadomozczego. To dziwne jest, no ale tak mam. Zobaczymy, co będzie dalej.

Siła
Tak! Będzie coś o mnie-ciele! W końcu jakiś konkret ;) Gdy patrzyłam na nauczycielki jogi, zawsze zachwycało mnie, że nie widać po nich, że... są nauczycielkami jogi. Są normalnych rozmiarów, mają tzw. brzuszek (!), a o córce Iyengara powiedzielibyśmy pewnie, że jest wręcz gruba. Bo joga rozwija mięśnie, ale nie tak bezwzględny sposób jak fitness czy siłownia, tylko bardziej subtelnie. Wierzcie mi, te wszystkie nauczycielki, co nie wyglądają, są tak silne, że czasami opada ci szczęka. Ja też się robię silniejsza. Moje ramiona są już w stanie utrzymać ciężar mojego ciała w prostych balansach na rękach. Mój brzuch sam się wciąga, jak np. siedzę przy biurku i piszę pierdoły na blogu. Moje ramiona same idą do tyłu - od mojego przyjaciela Piotrka usłyszałam kiedyś: "taka jakaś barczysta się zrobiłaś" - znaczy, nie garbię się tak, jak wcześniej. Bo wymiary to ja mam dokładnie te same, co miałam. Tylko siły w tych wymiarach jest trochę więcej. Ego jest zadowolone i mruczy ;)

To się rozpisałam, ciekawe, kto dotrwał do końca. W nagrodę macie zdjęcie kotka, gdyż nie posiadam żadnego zdjęcia, na którym byłabym "wyjogowana" ja. A kotek to zawsze kotek. ;)

Do zobaczenia ma macie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz