piątek, 3 stycznia 2014

Na progu 2014

Na progu dwa tysiące czternastego myślę o dziecku.

Mój instynkt macierzyński nie kopnął mnie gwałtownie, nagle. Nie płakałam patrząc na dzieci w wózkach i kobiety w ciąży, nie wzruszały mnie małe śpiochy czy grzechotki. Mój instynkt dojrzewał powoli. Zawsze wiedziałam, że chcę mieć dzieci, ale do tej pory nie czułam tego wewnętrznego szturchańca, tego znaku, że to tak, już teraz. Teraz czuję. Jestem gotowa. Nadchodzący rok będzie miał motyw dziecka. Projektu PoTomek, codename Merida. Merida, bo mój mąż w żartach mówi, że mam się postarać, bo ma być dziewczynka, rudowłosa, z kręconymi włosami. To, że będzie mówiła to, co myśli, jest nieuniknione - to na pewno weźmie po mnie. ;)





Zastanawia mnie, jak będę reagować na zmiany wiążące się z ciążą i dzieckiem. Już teraz mam takiego mentalnego przypominacza, jak zaczynam o czymś czytać, coś planować.
"Kupimy w przyszłym sezonie biegówki i będziemy zasuwać po Arturówku!" Hrr, halt. Za dwa sezony, najwcześniej.
"Pojedziemy dokończyć GSB, szlak sam się nie przejdzie." Hm, ok. Nie w tym roku.
"Na przyszłego Sylwestra może pojedziemy do kogoś poza miastem?" Ym, no niekoniecznie. Projekt poTomek to jedno, ale 1 stycznia będzie miał okrągłe urodziny ktoś bardzo ważny.
"Jak na jesieni będą jakieś większe warsztaty jogi, to w końcu pójdę". No, zobaczymy.
I tak dalej.

Na razie mnie to nie drażni. Moja akceptacja rozciąga się, przygląda granicom, które podsuwa umysł i powoli mówi "ok". Nic się tu nie skończy, tylko się zmieni. Zmiany, na które jesteśmy gotowi, są dobre.

Bawi mnie za to, jak dokładnie musimy wyliczyć, kiedy zacząć się o Meridę starać. Nie wiem, czy są inni, którzy planując dziecko biorą pod uwagę konwenty fantastyki ;)

Boję się w zasadzie tylko jednego. Jak odnajdą się nasi przyjaciele, nasze "stado". Czy będą się dystansować, zostwiając nam przestrzeń na kolejny rozdział? Jak daleko przez to odejdą? Mam nadzieję, że niedaleko. Że nasza więź jest tak silna, by przetrwać to małe - pozytywne, ale przerażające - trzęsienie ziemi. Może też się okazać, że w ogóle nigdzie nie odejdą, że cały czas będą blisko. Ale wiecie, ja tak mam, że się martwię i trenuję różne scenariusze w głowie. A tak naprawdę okaże się dopiero w praniu, więc może przestanę się na zapas przejmować.

To co? Szczęśliwego nowego roku, drodzy Czytacze :) Mój zapowiada się wybitnie interesująco.

4 komentarze:

  1. trzymam kciuki i życzę powodzenia :)
    [ja poszłam do lekarza i opowiedziałam o zamiarach, zaczęłam łykać witaminy, zrobiłam wszystkie potrzebne badania i jak już wszystko było ok, to lekarz powiedział, że teraz oczekuje mnie w ciągu najbliższego roku, bo ponoć tyle średnio trwają starania. przyszłam do niego za trzy tygodnie, już z potomkiem inside :P
    lekarz śmiał się, że to się nie zdarza... ale się zdarzyło ;) i data urodzenia będzie dokładnie taka, jaką sobie zaplanowaliśmy ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. No to powodzenia, a co do ograniczen zwiazanych z ciaza, to nie musza wystapic, znana mi trenerka fittness zajecia prowadzila do dziewiatego miesiaca ciazy, moze nie step latino, ale nadal intensywne.
    Trzeba tylko konsultowac sie z lekarzem i tyle

    OdpowiedzUsuń
  3. Planowanie daty urodzenia to dla mnie hardkor - to się tak da w ogóle?;D
    A poza tym - gratulacje. Dojście to tego momentu dojrzałości do takiej decyzji nie zawsze jest proste. Ja się z tym zmagałam latami, przez większość których uważałam, że nie chcę mieć dzieci. Aż przyszedł moment, że poczułam, że nie tylko chcę, ale jestem gotowa. Takie podążanie za swoimi naturalnymi odruchami, odczuciami i potrzebami daje poczucie niezawisłości i słuszności podjętych potem decyzji.
    No, to powodzenia, i niech będzie ruda z lokami!;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozumiem, że ten hardkor, to do mnie ;) planowanie, czyli, że na wiosnę byłoby najlepiej. a w maju to już w ogóle najfajniej. i jak się dzieć nie pospieszy zbytnio, to będzie ;)

      Usuń