Ostatnie tygodnie nieustannie udowadniają mi, że można robić więcej. Posypały się zlecenia (koniec roku, c'nie, kasę trza wydać), nawiązuję obiecujące kontakty, które być może dostarczą kolejnych zleceń, kupiłam stos książek o typografii, składzie i InDesignie i się uparcie douczam, normalnie chodzę do pracy, na jogę, urządzam i planuję imprezy wszelakie, bo ludzie są ważni. Brakuje czasu na gotowanie - udaje nam się ugotować mniej więcej jeden obiad na tydzień - oraz na sen. I o ile jestem w stanie przeżyć na kanapkach i energetykach, ignorując fakt, że mój żołądek może w każdej chwili zrobić brzydkiego psikusa i znów wejść w stan zapalny, tak deficyty snu robią ze mnie totalne zombie. Niestety nie jestem jedną z tych osób, które mogą spać 3h na dobę i być skowronkami. Nie, ja potrzebuję co najmniej 8h, przy czym oczy najchętniej otwierałabym po 9:00. Gdyż zombie mode uruchamia się również, gdy przechrapuję przepisową ilość minut, ale w złych widełkach czasowych, np. 22:00-6:00. W ogóle szósta rano to godzina, której istnienie wypieram ze świadomości.
 |
Pierwsza motywatorka do porannego wstawania - Matylda |
Poza tym zima idzie, Przesilenie idzie, czuję je coraz mocniej, a to przecież jeszcze dwa i pół tygodnia. Mam ochotę robić kartki, pentagramy z gałązek, piec ciasta, chleby, ciasteczka i inne takie. Tylko kruca, doba jakoś nie chce się wydłużać. Pocieszam się tym, że jak będę gotowa się za to wziąć, to czas się znajdzie.
O, i cały czas zapominam, że w weekend styczniowy jedziemy do Torunia. Po raz pierwszy od jakiegoś roku czy dwóch jedziemy do jakiegoś miasta, a nie do znajomych w jakimś mieście. I chociaż uwielbiam moich poznańskich, warszawskich czy wrocławskich znajomych, tak weekend spędzony sam na sam z T. bardzo nam się przyda. A Toruń jest ładnym miastem i niedaleko, więc będą to prawie pełne trzy dni resetu. Już nie mogę się doczekać :)