Ciąża z Alicją (tfu, tfu!) jest póki co w 99% fizjologiczna (odejmuję 1% za przyjmowanie preparatu żelaza). Jest zupełnie inna niż ze Stasiem - spokojniejsza, dość długo "przy okazji" normalnego życia, bez tego skupienia na każdym ukłuciu, ciągnięciu czy chwilowym napięciu brzucha. Prowadzona spokojnie, bez straszenia, bez wielu zakazów "na wszelki wypadek" (wspominałam, że polska służba zdrowia cierpi na nawszelkowypadkizm? Serio sądzę, że to powinna być jednostka chorobowa).
Jest jednak parę spraw, za którymi nie będę tęsknić, jak już się Ala urodzi. Za czym?
Za tempem ślimaka
Tak, chodzenie dostojnie ma swoje usprawiedliwienie, ale ponieważ zwyczajowo mam tempo około 5 km/h, to teraz jest mi po prostu fizycznie i psychicznie niewygodnie chodzić taaak powoooooli.
Za spaniem na lewym boku (rzadziej na prawym)
Nie mogę spać na wznak, bo od tego szumi mi w głowie. Więc zostaje preferowany przez Alę lewy bok (jest ułożona plecami po lewej stronie, kopie mnie głównie z prawy bok) i czasami prawy. Skutki: odgniecione żebra, biodro, drętwiejący kark i obolałe ucho (sic). Tęsknię za możliwością zmiany pozycji bez przebudzania się w nocy.
Za zgagą
Ugh, non stop. Wchodzę do apteki raz na miesiąc i proszę o Rennie. Pani pyta: ile tabletek? Patrzę spode łba i odpowiadam: DUŻO.
Za nadwrażliwością zapachową
Kulminacja była w pierwszym trymestrze, ale nadal zdarza się, że jak coś intensywniej zapachnie, to robi mi się gorzej. I to nie mówię o typowych obrzydliwych zapachach, ale np. za intensywnym zapachem płynu do prania czy płukania na kimś, kogo mijam.
Za lękiem
Pierwszy akapit powiedział Wam, że jest nieźle. No i fizycznie jest nieźle, ale psychicznie jest gorzej. Wracają wspomnienia, a wraz z nimi wraca lęk. Bywa, że mocno świruję, patrzę w kalendarz i liczę, ile zostało do tego magicznego 38 tygodnia (3 tygodnie i 5 dni, jakby kto pytał). Pomimo zadbania o siebie, pomimo umówionej położnej, douli, czytania książek, prób medytacji, nadal co jakiś czas przychodzi panika, że będzie tak samo. To idzie z gadziego mózgu, nie z prawej półkuli - nie bardzo mogę na to coś poradzić. Wywalam moje ataczki paniczki w smsach do douli, pisaniu do zaufanej grupy na FB, skupiam się na robieniu list to-do i odhaczaniu ich w nadziei, że da mi to trochę spokoju ducha.
A czasami piszę głupotki na blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz